Na początku pandemii w kwietniu 2020 jako aktywistyczna grupa Nic o nas bez nas, Ruch kobiecy Gliwice, Pyskowice zorganizowaliśmy protest kolejkowy przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej. Staliśmy w centrum Gliwic pod Biedronką w maseczkach, zachowując dystans i trzymając napisy #piekłokobiet. Nic nie było w stanie osłabić działania, aktywizmu i wyrażenia sprzeciwu.
Szybko jednak okazało się, że wiele innych działań musiałyśmy przenieść do świata on-line…
Początkowo organizowałyśmy spotkania Klubu Książki Kobiecej (działamy od kilku lat, nasze spotkania wokół literatury feministycznej cieszą się wielką popularnością) na platformie zoom. Jednak specyfika naszego klubu (wychodzenie od literatury do często intymnych rozmów w kręgu) sprawiła, że z czasem było nam coraz trudniej funkcjonować wirtualnie. Brakowało bliskości.
Pomimo wszystko udało się w ramach Klubu Książki Kobiecej zorganizować kilka wirtualnych spotkań a także moje spotkanie autorskie z okazji wydania książki o HerStoriach Silnych Kobiet – w tym przypadku akurat dzięki formule on line zaprosiłyśmy bohaterki z mojej książki, nawet te z innych stron świata. To było niezwykle wzruszające.
Tak, jesteśmy ludźmi. Potrzebujemy relacji.
Pamiętam zorganizowany w samym środku pandemii pokaz filmu ,,Portret kobiety w ogniu” w ramach Kina Kobiet z Pyskowic. Dyskusja przeniosła się do Internetu, ale bardzo brakowało nam bezpośredniej, czasem burzliwej wymiany myśli, zapachu kawy a potem przeciągających się nawet na parkingu pod pyskowickim Mokisem rozmów.
Przez prawie całą pandemię udawało mi się prowadzić zajęcia jogi ale z wyjazdami czy warsztatami było już trudniej, co niestety miało odbicie w moich finansach.
Z drugiej strony coraz więcej moich klientek zmagało się z samotnością, brakiem kontaktów z ludźmi i bezpośrednich relacji. Kobiety – zamknięte w domu, bo pracujące wirtualnie albo samotnie opiekujące się dziećmi. W ciągu tych dwóch lat, gdy tylko zdarzały się momenty luzowania obostrzeń, spotykałyśmy się i były to bardzo intensywne i ,,żywe” spotkania.
Wszystko te przeciwności, ale też obserwacje sprawiły, że zaczęłam myśleć o rozszerzeniu i wzmocnieniu moich działań. Decyzję o rozpoczęciu studiów psychoterapeutycznych w nurcie Gestalt podjęłam bardzo szybko.
Na jednym z pierwszych zjazdów usłyszałam opowieść o traumie zamkniętej w słoiku (w tym tygodniu na jodze na Sroczej opowiadałam o tym każdej grupie Kobiet).
Na pierwszym obrazku mamy trzy słoiki, w każdym zamknięta jest ołowiana, ciężka kula. Ta kula to nasza trauma, strata, trudność. Słoiki są takiej samej wielkości a kule w każdym kolejnym słoiku są coraz mniejsze.
Co sugeruje, że z czasem będzie lepiej albo czas leczy rany albo tak się po prostu stanie. Ale to nieprawda jest. Czas wcale nie leczy ran. Albo robi to wybiórczo i niedokładnie. Nie możemy czekać biernie.
Na drugim obrazku wciąż widzimy trzy słoiki. Kule zamknięte w środku słoików są tej samej wielkości, ale to każdy kolejny słoik jest większy.
Obrastamy w siłę. W relacje. W emocje. W działania.
Rośniemy wokół traum. Wypuszczamy nowe pędy. Pędy relacji, pędy wzrastania.
Zamknięcie w trakcie pandemii, osłabienie relacji, dystans społeczny, lęki z tym związane to niewątpliwie rodzaj traumy, którą przeżywamy jako społeczność.
Czy coś nam pomoże przetrwać?
Na pewno odbudowywanie relacji, rozmawianie o trudnościach, słuchanie innych, rozmowa. W post-covidowej rzeczywistości otworzyła się dla mnie nowa możliwość. Wracamy do spotkań na żywo ale zmienił się ich charakter. W swoich działaniach coraz częściej wykorzystuję zdobywaną na studiach wiedzę psychoterapeutyczną.
Jest bliżej. Jest bardziej relacyjnie. Rośniemy!